czwartek, 22 kwietnia 2010

***

Te święta które minęły zaledwie kilka tygodni temu były dla mnie jednymi ze smutniejszych. Musiałem odczekać kilkanaście dni żeby zacząć pisać o tym bez emocji. Serio. Nawet teraz myślę, że wyprzedziły w skali chujowatości te gdy jeszcze żył Tata i zawsze miał chęć i umiejętności żeby się dobrze najebać czy bierzemy święta wielkanocne czy grudniowe pod uwagę. To było zawsze wiadome. Z racji tego, że z jednej strony rodzina moja jest stricte katolicka ( z drugiej strony mój Tata był ateistą i antyklerykałem i jak się domyślacie jego rodzina uderzała w podobne tony : ) a ja od mamy otrzymałem co najmniej przykładne wychowanie w kierunku wiary, to zawsze w pobliżu świąt spotykałem się z ich wymaganiem/naciskami żebym raz w roku przystępował do spowiedzi i chodził do kościoła, nie inaczej było właśnie w te święta.
Tutaj muszę dodać, że z wiarą zmagam się od dawna i nie jest to dla mnie łatwa sprawa. Wiem, że bez wiary nie idzie mi żyć. Ale ostatnio zauważyłem, (na przełomie kilku miesięcy) że KK przestał mnie kompletnie interesować. Nie będę się rozwodził, dopiszcie sobie sami dlaczego, a powodów jest całe mnóstwo chociażby kwestia celibatu, spowiedzi, nawet samej wiarygodności w moich oczach księży, instytucji kościoła i tego co głosi, w końcu jest to moje subiektywne odczucie i tak właśnie uważam. Wróćmy do mojej wiary. Teraz wystarcza mi, codzienna nie podparta żadną instytucją. Trudna do opisania słowem, bo w sumie zarzuciłem modlitwę rutynową (modlitwę interpretuję jako śpiew, rozmowę, wpiszcie tu cokolwiek łącznie z jogą, graniem na gitarze, tańczeniem itd) spowiedź też odrzucam i te wszystkie kościelne "być albo nie być" żeby właśnie być w oczach kościoła katolikiem.
I....będąc u rodziny na te święta, na pytanie czy byłeś - odpowiedziałem: "Nie i nie będę już więcej. Kropka" Wypuściłem to z siebie, nie mówię, że się nie bałem (dlaczego się bałem to też jest dobre pytanie?) Po tej mojej słownej "apostazji" zaczęła się kanonada wyzwisk i domysłów w moją stronę. Pytania czy należę do sekty, czy postradałem zmysły, na moje słowa "chciałbym żebyście uszanowali moją decyzję i moją wolną wolę co do wymiaru i kształtu wiary" usłyszałem, że jestem jak "pies uwiązany do budy" i jak alkoholik "któremu się mówi że jest alkoholikiem, a on uparcie mówi że nim nie jest" zapewne chodziło o moją wolność w obliczu wyjścia z kościoła. Usłyszałem też "wyrzekam się Ciebie" i że mówię bluźnierstwa i tym podobne rzeczy. W sumie chyba nie warto tego przytaczać. Bo po co? Jednocześnie otwarły mi się jeszcze szerzej oczy na wiarę mojej rodziny.

Niestety jest jak klatka i to dosyć pusta i mała klatka.

W ramach klatki też można być dobrym człowiekiem, nie zaprzeczę...natomiast cały czas jest to klatka i brak w niej światła, przestrzeni i zrozumienia dla tego co znajduje się poza nią. To oczywiste. Jest mi przykro i wstyd za nich. To czego mnie nauczyli, na pewno nie zapomnę, pomogli mi też w życiu ogromnie, ale w tej chwili, ciężko mi to napisać... zostałem
bez rodziny.


5 komentarzy:

  1. Wyzywanie od debili i sekciarza spotkało i mnie. W sumie to i lepiej, bo jeszcze bardziej sobie uzmysłowiłem, że przeciętny katolik jest niesamowitym hipokrytą i nie należy się przejmować ich zdaniem, bo jest ono g**** warte.

    OdpowiedzUsuń
  2. nie mogę się powstrzymać i nie napisać

    "Jeśli nie grzeszysz, jako mi powiadasz, Czego się, miła, tak często spowiadasz? "
    to taka mała hipokryzja.

    też wiem coś o tym, sama nie pamiętam kiedy ostatnio raz byłam u spowiedzi nie wiem czy mi potrzeba tego moze bardzo potrzeba ale nie jestem tego świadoma. Kwestia wiary jest trudna fakt, w takich sytuacjach nawet rodzina moze zawieść, chociaż powinni sami sobie zadać pytanie czy chodzą do kościoła "bo tak trzeba" czy czują głębszą potrzebe, a nie tylko patrzenia na to kto z sasiadów był w kościele, z kim, a ta była tak ubrana a tamta... Od jakiegoś czasu mam ochotę pogadać z normalnym księdzem, ale nie wiem jak sie do tego zabrać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Daniel, ja też jakiś czas temu musiałam walczyć z podobnymi komentarzami. Ale teraz moi rodzice już pogodzili się z faktemm, że nie wierzę i że mój mąż też nie wierzy. Pogodzili się też z tym, że nie chodzę do kościoła ( a do niedawna była o to walka - szczególnie w święta). Mam do wiary podobne podejście ja Ty i też mnie drażnie mentalność przeciętnego katolika, którego postawa ma niewiele wspólnego z zasadami wiary jaką wyznaje. Smutne to trochę. Ja Ciebie popieram:) A jeśli chodzi o rodzinę - końcu się pogodzą z Twoimi poglądami...Pozdrawiam Beata - Twoja dęblińska sąsiadka:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiara od zawsze budziła wiele kontrowersji i chyba tak naprawde ilu ludzi na swiecie, tyle roznych sposobow "wierzenia", tyle roznych interpretacji powszechnie przyjetych kanonow. Bardzo ciezko jest walczyc z presja wychowania w rodzinie katolickiej (zreszta chyba kazdej innej wiary). Sama przez dlugi czas zastanawiałam sie co tak naprawde robie w kosciele i po do niego chodze. Był to raczej obowiazek wynikajacy z presji "no jak to nie pojdziesz?". Kiedy zdałam sobie z tego sprawe przyszedł bunt i przemyslenia. Na całe szczescie na mojej drodze staneli ksieza ktorzy malo maja wspolnego ze wspolczesna ich wizja. Ludzie z zasadami, ktorzy udowodnili ze Boga mozna brac z humorem i na wesoło, a nie jedynie siedzac w kosciele z rozancem w reku. Teraz juz wiem, że życie bez wiary jest cholernie puste i gdyby nie to wsparcie, ta ucieczka duchowa, momentami bardzo ciezko byłoby mi podołac i ogranac to wszytsko. Trzeba "tylko", niekiedy wbrew otoczeniu, znalezc ten swoj sposb. Nikt nie powiedział, ze jak sobie z Bogiem "pogadasz" to jestes gorszy od tego ktory wyklepie Anioł Panski...Moze wrecz przeciwnie? Moze to własnie Ty, ktory mu wszystko wyrzucisz i szczerze wygraniesz jestes bardziej prawdziwy i autentyczny w swojej wierze. Doszłam do wniosku ze ksiadz i instytucja kosciola w wierze mi nie przeszkadza. Mam swoj ulubiony kosciol, z fajnymi ksiezmi i tam własnie chodze. Pozdrawiam wszystkich szukajacych siebie i szukajacych wiary. To jest trudna droga, ale warto!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, dziękuję za komentarze.

    OdpowiedzUsuń